Porwałam się z motyką na słońce i trochę to odbiega od efektu planowanego ... a mianowicie - owo ciemne tło po prawej osiągnęłam dopiero za 3 nałożeniem farby, pamiętając uwagi Guana Weixinga - coby pigmenty mocno rozwadniać i wyjdzie lekko ...
Może i wyszłoby i lekko i ciemno gdybym była w posiadaniu jakiegoś magicznego papieru , bo przy moim i tej technice - bardzo zbladło.
Dlatego poprawiając tło nie umiałam zachować poprzedniej plamy brzozowych liści, które się piknie w tło pierwsze "wlały"
Ale malując w lewo (zastanawiam się od jakiegoś czasu dlaczego wszystkie obrazy maluję od prawej do lewej :o , a nie odwrotnie !!!) zaczęłam stosować więcej pigmentu a mniej wody i efektem tego jest śliczna i intensywna plama w lewym dolnym rogu ogrodzenia :) tak miało być wszędzie!
Niepotrzebnie nałożyłam maskę na koronę drzewa za stodołą - zdjęłam ją zanim siadłam do malowania, ale widocznie niezbyt dokładnie i pojawiły się w koronie dziwne plamy białe ... miałam z nich zrobić jemiołowe kule, ale w ostateczności poleciałam ino zielenią i sienną . Szkoda, bo część drzewa zaś mi się ładnie rozlała a część - pod maską - jest niezbyt udana .
Tyle mojego biadolenia :D
W sumie jestem z tej pracy bardziej zadowolona niż z poprzedniej bo mam śliczne intensywna kolorki - w miarę udaną kolorystykę i spore kontrasty, no i miejscami śliczną plamę :)
Pozdrawiam Gości i ruszam do malowania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz